Ta strona została uwierzytelniona.
— Jak Ludwika nie pójdzie, to ja się nie będę ubierał.
— O joj, jaki to skromniutki, — żeby się kto nie dowiedział.
«Żebyś zdechła» — myśli Stasio w najwyższej pasji.
∗ ∗
∗ |
Szary, posępny, gnuśny, poniedziałkowy ranek.
Idzie Stasiek z tornistrem na plecach i troską w sercu, stara się robić duże kroki, aby każdy krok odpowiadał jednej płycie trotuaru, uderza ręką w blaszane szyldy mijanych sklepów.
— Dzień dobry.
Podają sobie obojętnie ręce.
— Wiesz, byłem wczoraj w cyrku.
Wiśnicki zawsze się musi wszystkiem chwalić.
— Wielkie rzeczy — pewnie na popołudniowem.
I Stasio zbacza na stronę, aby wejść w kałużę.
Wiśnicki milknie, niemile dotknięty.
— Właśnie, że byłem na wieczornem. A wreszcie to wszystko jedno.