Strona:Janusz Korczak - Feralny tydzień.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.

Malcy cieszą się powściągliwie: dla nich to rozmaitość w nieznośnie nudnem, jednostajnem życiu, coś pośredniego między galówką a przeprowadzką. Dwa wrogie obozy, uczniowie i nauczyciele klas wyższych, łączą się na czas pewien dla zwalczenia wspólnego, silniejszego wroga. Cała szkoła żyje teraz jedną myślą, jednem uczuciem, które streszcza się w wyrazie:
— Władza!
Nawet ci, którzy mogliby się nie wzruszać, doznają pewnego dreszczyku: a nuż... a nuż niełaska, — co wtedy?
— Czy u wszystkich są halsztuki?[1] Czy wszyscy mają paski? Kto jest bez guzika? — Jeżeli kto ma jaką «postronną» książkę, niech odda. — Kto umie lekcję? — Powtórzyć chronologję!
Stuk kół o bruk uliczny. — Jedzie, — nie jedzie, — jedzie. — Nie. — Głowy zwracają się ku oknu.
— Uważać, nie rozglądać się, — upomina nauczyciel głosem nad wyraz łagodnym.
— Jest. Teraz już jest.

Teraz pewnie woźny, przybrany w nową liberję z błyszczącemi guzami, stary Mikołajew-

  1. Krawaty czarne, zakrywające szyję, obowiązkowe w szkołach rosyjskich.