Koledzy patrzą na Stasia ze współczuciem: to, co jego spotkało, mogło spotkać każdego z nich. — Biedny Przemyski. — Podczas pauzy będą o nim mówili w «uczitielskoj»[1], — całe gimnazjum, wszyscy się dowiedzą, — i będą się mścili.
Co za straszny, straszny, straszny tydzień — myśli Stasio.
— Pójdziemy razem, dobrze? — proponuje Kowalski.
— Wszystko mi jedno, — odpowiada Stasio.
Kowalski nie czuje się urażonym szorstką odpowiedzią Stasia. Wie, że Przemyski go lubi, ale jest zły, bo ma zmartwienie.
— Daj, zapnę ci «raniec»[2], — mówi łagodnie.
Stasia rozbraja jego dobroć. — Wychodzą razem na ulicę. — Kowalski będzie go pocieszał, — i Stasio się rozerwie, — zapomni. — Co to ważnego: kaligrafja?
Przyczepił się do nich Malinowski. Dali mu odprawę, ale Malinowski nie ma ambicji i czepia się ich natrętnie.
— Idź sobie.