— To dobrze: ja się ze Stasiem bić nie będę.
Ludwika ma myśl ukrytą: chce, żeby każde z dzieci coś zbroiło, żeby je potem zobowiązać do milczenia; a sama chce się wymknąć na pół godzinki do pralni, gdzie wieczorem bywa tak wesoło.
— A Zosia niech nic nie rusza.
— A właśnie, że ruszę.
— A ja mówię, że nie ruszysz.
Zosia wchodzi odważnie do ciemnej sypialni i wynosi flakon z wodą kolońską.
— No, o tem to już pani będzie wiedziała.
— No, niech wie.
Józio jest złote dziecko. Teraz jest spokojna. Żadne z dzieci nie piśnie ani słówka. Może sobie wyjść swobodnie na godzinę.
Stasio odłożył gazetę, oparł się i patrzy na Józia:
— Mamin synek, — myśli o nim z zazdrością. — Brata się powinno kochać. Czy ja go kocham?
— Może zagramy w co? — decyduje się wreszcie Zosia.
Józio patrzy pytająco na Stasia.
Stasio wyjmuje z szafy tom Słowackiego, bo Sienkiewicza mama dawno już pod klucz za-
Strona:Janusz Korczak - Feralny tydzień.djvu/51
Ta strona została uwierzytelniona.