mknęła. — Stasio nie lubi wierszy. — «Ojciec
zadżumionych». — może to ciekawe.
Zosia patrzy na zegar. Już przeszło pół godziny — i nic.
— Powiem mamie, żeś wyjął książkę.
— A ja powiem mamie, że ruszałaś perfumy.
Józio kładzie się na kanapie.
Stasio czyta, — czyta z wzrastającem zainteresowaniem.
I nagle przychodzi mu do głowy myśl dziwna: ten ojciec zadżumionych podobny jest do Stasia. — I na ojca zadżumionych i na Stasia spada cały szereg nieszczęść, których końca nie widać. — Jeszcze się feralny tydzień nie skończył, jeszcze dwa dni. Kto wie, co dalej będzie? Może go wyrzucą, albo co? — Tamtemu dzieci umierały, a on dostaje dwójkę po dwójce. — I za co to, za co? Co złego zrobił ten ojciec, że mu umierały tak dzieci? — Biedny! — Stasio ma łzy w oczach. Józio siedzi na krześle i patrzy w światło lampy. Zosia patrzy gniewnie na Stasia: przez niego cały wieczór zepsuty, — jakieś muchy ma w nosie dzisiaj, — wykapany tatuś...
Niema nikogo z dorosłych, a w mieszkaniu
Strona:Janusz Korczak - Feralny tydzień.djvu/52
Ta strona została uwierzytelniona.