Strona:Janusz Korczak - Feralny tydzień.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.

jedną koszulę zostawił, tylko tę jedną koszulę, którą dostał koło Pińska. Lato przecie, niepotrzebne mu to wszystko, robactwo tylko gryzie od tych szmat.
Kamizelkę i bluzę zostawił, resztę utopił.
— Choroby, psiekrwie te Żydy.
Zaziębił się Franek pod Zbarażem. Cztery dnie i trzy noce uciekali; Węgrzy ich tak gnali, że strach. Znów tedy był u Moskali, zostawili go u Żyda w chałupie. Poczciwy był Żydzisko. «Nie uciekaj — powiada — chory jesteś». Jak Węgrzy wieś zajęli, do lazaretu go oddał, kamizelką go okręcił, bo zimno było.
Bluzę dostał od Ukraińców. Śmieszne psiejuchy takie. «Dywys, podywys» — mówią, a to po polsku znaczy: «Patrzaj». Dużo ich było po wsiach wszędzie. Dużo świata widział Franek, nic ciekawego. Góry trochę ładne, Dniepr szerszy od Wisły, ale w Wiśle woda przyjemniejsza.
Wszedł Franek do wody po kostki, palce w rzece zamoczył i przeżegnał się.
— Całą rzekę tam i z powrotem przepłynę. Na mieliźnie na środku odpocznę. A jak mi się uda jednym tchem Wisłę przepłynąć, wstąpię do polskiego wojska!
Do polskiego wojska!
Bo tamto co było? Nic. Trajlował, że się