wstydzę i boję się, żeby się nie omylić, nie dać dwóch kurjerków, zamiast jednego, żeby się nie rozsypały w błoto, żeby nie wydać za dużo reszty. Raz wykupisz za mało i martwisz się, że mogłeś więcej zarobić; raz kupisz za dużo i stracisz. Chcę dużo zarobić, żeby matce ulżyć, a wychodzi, że byle szczeniak więcej zarobi. Ja wiem, jak zobaczą, że chłopak żartuje, albo się śmieje, to myślą, że tak każdy i zawsze, ale widzą tylko wesołych, a smutnego nie dostrzegą nawet. Wesoły więcej zarabia, bo jak kupują kurjerki, to lubią pożartować. Pętakiem ja nigdy nie byłem, a że powiem, że jest coś ciekawego w gazecie, — to takie kłamstwo wstydu nie przynosi, jak się ma matkę i dwoje dzieci. Nie chcę obmawiać kolegów, ale niech mi jeden powie w oczy, że nie kłamie. Tylko każdy inaczej kłamie, jeden tak, a drugi inaczej. Kiedy pani powiedziała wtedy: «wiem jeszcze o innych twoich grzechach», to pani też nie powiedziała prawdy, bo pani nic nie wiedziała, tylko pani chciała mnie nastraszyć, żebym się przyznał, czy zjadłem jemu śniadanie.
A złodziejem nie byłem i nie jestem. Gdybym chciał być złodziejem, to może moja matka by nie umarła. Ale ja nie chciałem. Jeden jedyny raz sprobowałem przy tramwaju włożyć
Strona:Janusz Korczak - Feralny tydzień.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.