Strona:Janusz Korczak - Józki, Jaśki i Franki.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

Obok domku ogródek, w ogródku łubin, dzwonki leśne, bławatki, nieśmiertelniki. Cztery klomby i sześć zagonów. — Przy pracy w ogrodzie pomagali i chłopcy. Kopeć zrobił ogrodzenie z patyków, Boćkiewicz piasek nosił, ale go dziewczynki Wojtkiem nazwały, więc się obraził i poszedł; potem wrócił znowu, tylko piasku nosić już nie chciał.
Taki ładny był domek Paulinki, — przyszli chłopcy do Zofiówki i wszystko zniszczyli. Najprzód było ich dwóch: duży i mały, potem przyszło ich czterech. Jeden wskoczył na stół z piasku, — mówi, że to ambona:
— Słuchajcie dziewuchy, kazanie wam powiem.
I popsuł stół, tak ładnie uklepany, zniszczył wazonik z szyszki z kwiatami, zginęły dwa guziki, któremi był stół ozdobiony.
— Poczekajcie, paniom powiemy, — mówią Brońcia, Helenka i Zosia.
— Dużo się boimy.
A jeden chłopiec mówi do chłopców:
— Nie psujcie, bo one przecież pracowały. Widzicie, jakie wy świnie.
Potem przybiegły dziewczynki, — ze dwadzieścia, — ale się bić z chłopcami nie chciały, a wreszcie i tak był już domek popsuty. Tylko potem Józia, którą nazywają Herodem, powiedziała:
— Szkoda, że mnie nie było: takie bym im grzanie wyprawiła, żeby popamiętali.
Chłopców, którzy się do udziału w napadzie przyznali, było siedmiu, a sądziły ich właścicielki domku: Paulinka, Todzia i Zosia. — Naprzód chciały tak chłopców osądzić, żeby za karę cały dzień w łóżku leżeli, ale zaraz potem im przebaczyły.
Pamiętacie plan fortecy z Michałówki? — Otóż i tu taka