Strona:Janusz Korczak - Józki, Jaśki i Franki.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

Ale ten nie chce odejść, bo nie może przecie pozwolić, żeby bliźnich w błąd wprowadzano...
Najlepiej opowiadać zupełnie nową bajkę.
— Położyli królewnę do trumny.
— Pewnie ze szczerego złota? — domyśla się który.
Jeśli mu się powie, że ze srebra, nie kłóci się i wierzy.
I płynie bajka po bajce, — o królewnie, co wyszła za mąż za raka, o księdzu i o chłopie, o djable, o zbójach, o głupim, o kiju samobiju, o smoku.
Najciekawsze są bajki o smokach, a najładniejszą bajkę o smoku zna Kaza; opowiadała ją pani, która mieszka razem z rodzicami Kazy, — bajka ta w książce dwadzieścia kart miała. — Bo też to i smok: „słyszy na sto mil, a węch ma na tysiąc mil, a siłę ma taką, że mógłby świat rozrzucić, i nawet się tygrysa nie boi“.
— Ola Boga, — woła któryś, niby że się przeląkł.
— Idź, widzisz, jaki ty jesteś.
Bo Kaza może się obrazić, że kpią z jego bajki i nie chcieć dalej opowiadać. — A mały kapitan Sulejewski mówi z westchnieniem:
— Ja jeszcze nigdy smoka nie widziałem...
Paluszek umie dwie bajki, o baranku, co jak mu się powie: baranku, trząchnij się, — to będzie zaraz cały pokój pieniędzy, — i o żołnierzu i babie.
— Dziadu, jakie ty masz długie nogi, — mówi baba.
— Bom zrobił kawał drogi, — mówi dziad.
— Dziadu, jakie ty masz długie ręce.
— A bo byłem na wojence.
Takie umie bajki Paluszek, który równouprawnienia kobietom dać nie chciał...