chłopców codziennie — od śniadania do obiadu i od obiadu do wieczora, — pilnowało porządku, byłoby to z dużym dla kolonii pożytkiem...
Z tym samym zapałem, z jakim chcieli przed chwilą biedz do pożaru, zaczęli się teraz zapisywać na kolejne dyżury.
— Pamiętać należy, że czynność sama jest przykra, i że znajdą się głupcy, którzy z was śmiać się będą. Z góry o tem uprzedzić należy, by ci, którzy się zapisali, mogli się w porę wykreślić z listy.
Nikt się wykreślić nie chciał.
— Więc od jutra.
— Od jutra.
— I można liczyć na was?
— O, można.
Chłopcy i w tym przypadku nie zawiedli zaufania dozorców.
Tegoż dnia jeszcze uradzono, że jutro przeproszą Piotra Łoja i pastucha Wojciecha, gdy ci przyjdą na nabożeństwo niedzielne — i że dziś wieczorem na sali pan żadnej bajki nie powie, — nie by chłopców ukarać, ale że zmartwienie miał wielkie.
Przystępuję do najtrudniejszego rozdziału w moich opowiadaniach: historyi dwóch osad, ich powstania i rozwoju, zarządu i życia. Wiadomo, jak trudną jest zmudna praca