— A przecież w statucie nic o kominach niema, — mówi Mały.
Mały liczy na to, że ma dużą u władz protekcyę, bo już nie tylko pędzelki robi, ale i jodynuje teraz zadrapania, a wczoraj nawet ważny opatrunek na nodze robił po wyjęciu z pięty dużej igły sosnowej. — Może uda mu się uzyskać koncesyę na budowę kominów w Wilhelmówce? — Wiktor Mały dużo piastuje urzędów, szybko awansuje, a powodzenie psuje przecież ludzi. Mały już się gorzej obchodzi z chorymi, niezawsze chce jodynować: „idź, z takiem głupstwem przychodzi, jodynę tylko marnuje“, — powiada, gdy zadrapanie zbyt drobnem mu się zdaje. — Raz nawet wlazł na baryerę łazienki w kąpieli i omal nie dostał dymisyi, i tylko jedno go uratowało: że wzorową czystość utrzymywał w aptecznym pokoju i salce opatrunkowej.
Ale z kominem mu się nie udało: najgłówniejszy drążek wyleciał, szałas chwiać się zaczął i trzeba go było rozwalić. Jeliński uczciwie mu nawymyślał i wyrzucił z szałasu.
Czy miał słuszność Jeliński?
Do pewnego stopnia. Po pierwsze, na palenie ognia w szałasie pan nigdy by nie pozwolił; po drugie, jeśli nie budowałeś szałasu i nie znasz jego konstrukcyi, nie bierz się do ulepszeń; jesteś felczerem — poco ci zduńska robota? — Z drugiej jednak strony, ulepszenia i nowe próby są potrzebne, a nawet konieczne, a każda próba połączona jest ze stratami i niebezpieczeństwem. Ileż to ofiar pochłonęły koleje żelazne, okręty, samochody, aeroplany? — Sam Jeliński zrobił w szałasie półeczkę na warcaby, piwniczkę na grzyby, — a czyż one nie mogły podważyć drążka i zniszczyć szałasu? — Gdyby nie ciągłe ulepszenia i dążenie do coraz doskonalszej budowy, czyżbyśmy mieli schodki do szałasów, wały przy
Strona:Janusz Korczak - Józki, Jaśki i Franki.djvu/136
Ta strona została uwierzytelniona.