Strona:Janusz Korczak - Józki, Jaśki i Franki.djvu/152

Ta strona została uwierzytelniona.

rował na okrągły. — Zaczęto się z nich śmiać, — zwalili. — Drugi raz do dachu już doszli, — rusztowanie się obsunęło.
— Psia kość, zaklął Bartyzek; ale już się w nim zaciętość odezwała.
Za trzecim razem wyszedł szałas na pokaz, — majstersztyk, — piękny jak Apollo, a mocny, jak Herkules.
— Tylko pamiętaj, Kopka, nie rwij świeżych gałęzi.
A Kopka, czy się obraził, czy mu się wstyd zrobiło, — nie chce już być z nimi, — do Korpaczewskiego i Pilawskiego pójdzie.
— Nie chodź Kopka, — ostrzega Bartyzek, — zobaczysz, że będziesz żałował.
Bo szałas Korpaczewskiego nietęgą się cieszy opinią. — I w samej rzeczy, już nazajutrz wrócił Kopka do swoich.
Dla obrony, wzięli do szałasu Prażmowskiego, obrali go burmistrzem. — Troszkiewicz założył tu drugie tow. przyjaciół czytania; ale że się zaniedbywał, więc na prezesa wybrano Grudzińskiego. Przybył Wojdak, Siniawski, — gości zawsze pełno w szałasie.
I tak już bez przygód, zgodnie i wesoło płynęło im życie aż do końca sezonu. — Na kiju obok szałasu suszyły się grzyby, które Pogłud zbierał dla Wikci, — tej samej Wikci, co to jak na nią mówią: „smarkatka“ nie gniewa się bo wie, że urośnie, ale jak mówią: „plotkarka“, to płacze, bo plotki robić wstyd wielki.
Dziewczynkom najlepiej podobał się szałas burmistrza z Łysej Góry z powiewającą na dachu chorągiewką, a jego wprawni budownicy niejeden szałas wznieśli dziewczynkom w Zofiówce.