Strona:Janusz Korczak - Józki, Jaśki i Franki.djvu/159

Ta strona została uwierzytelniona.

wprowadzić, zawsze chcą kogoś wyrzucić, a tymczasem nowego przyjmują.
— Zobaczycie, Karaśkiewicz nauczy was rozumu.
Bo od czasu jak jest ich sześciu, dwuch stale jest obrażonych, dwóch pokrzywdzonych i dwóch pobitych; jednakże chcieliby żyć w zgodzie.
— Te burmistrz, dawaj dwie łopaty!
— A ty co za jeden?
— Co ja za jeden? Karaśkiewicz, nowy gospodarz szałasu.
— A co robić będziecie?
— Schodki i piwniczkę na grzyby.
Biorą się do kopania.
— Tu zaczniemy kopać. — A nie, bo tu lepiej. — Ja ci mówię... Nic nie mów. — Daj łopatę. — A jakże. — Odejdź. — Puść. — Odejdź, powiadam ci. — Nie dam kopać. — To twój szałas? — A mój. — Twój? — Mój. — Puścisz łopatę czy nie?
I Karaśkiewicz zaczyna wyrzucać Lobańskiego, Lobański wyrzuca Olsiewicza, Olsiewicz Borkiewicza, Borkiewicz Przybylskiego, Przybylski Pilawskiego, Pilawski Korpaczewskiego, a Korpaczewski Karaśkiewicza.
Pobili się, szałas rozwalili, gałęzie rozrzucili, trzech było obrażonych, trzech pokrzywdzonych, a Pilawski wrócił do Warszawy z podbitem okiem i podrapanym nosem.

∗                    ∗

Przyjętem jest ogólnie, że na ostatniej stronie naukowej pracy, autor podaje wykaz książek, które przeczytał. Czyni zaś tak, by wiadomem było, że nic z własnej głowy nie wymyślił, tylko wszystko prawdziwie i sumiennie z gotowego przepisał.
Nie chcąc być gorszym od innych, podaję źródła, z któ-