Strona:Janusz Korczak - Józki, Jaśki i Franki.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

— Oo, szelki z knota zrobione.
— Oo, jaka luźna dziurka.
— Proszę pana, — mówi smutnie mały Kosieradzki ze łzami w oczach, — ta bluza na mnie za skąpa.
Zaremba nie czekał na bluzę, bez bluzy i czapki poleciał na werandę. Sprowadzono zbiega, a pan taki czterowiersz ułożył:

Łobuz wielki imć Zaremba:
Złapał szelki i dał dęba.

Wiersz spotkał się z uznaniem, nie mniejszem, niż chustki do nosa.
— O, chustki w tym roku ładniejsze, bo ze szlakiem.
— A moja bez szlaka.
— Ale twoja większa.
— Chcesz zamień się. — A twój jaki szlak? — Niebieski. — Ja chcę czerwony. — Idź głupi: niebieski lepszy. — A nie, bo czerwony. — A najlepiej bez szlaka.
Trąbka wzywa na modlitwę poranną.
— Na werandę — brzmi komenda.
Dyżurny sali zamyka drzwi na klucz.


ROZDZIAŁ TRZECI.
Nieudana próba. — Pan zatrąbił, pan zatrąbił. — Pamiętnik
chłopca i podpis z zakrętasem.

Kiedy zaproponowano chłopcom pisanie pamiętników i zapowiedziano, że tym, którzy je pisać zechcą, wydane zostaną kajety, — wielu znalazło się chętnych.
— Ja chcę pisać, proszę pana. — I ja. — I ja także.
Zaczynało wielu, nie wszyscy jednak umieli; a ci nawet,