którzy umieli, — pisali parę dni, potem im się nudziło — i przestawali.
Zanim kto kajet otrzyma, musi na kartce opowiedzieć na próbę, jak spędził dzień jeden.
Oto nieudana próba Antosia:
„Jak rano wstałem, pan zatrąbił i zmówiłem pacierz, potem pan zatrąbił i zjadłem śniadanie, potem pan zatrąbił i poszliśmy do kąpieli, potem pan zatrąbił i był obiad, i pan zatrąbił i poszliśmy do lasu“.
— Idź głupi, — zgromił go kolega — pan ci nie da kajetu. Nic nie piszesz tylko: pan zatrąbił, pan zatrąbił.
— A jak mam pisać?
— Jak nie wiesz, to nie pisz, a na pośmiewisko się nie narażaj, widzisz.
Potem chłopcy najbardziej się wystrzegali, żeby w pamiętniku nie było za dużo: pan zatrąbił.
Wielu chłopców pisać zaczynało. Franek Przybylski, Chabelski Zygmunt, Karaśkiewicz, Fabisiak, Piechowicz, Gryczyński Czesio, Olek Suwiński, — ale ten został burmistrzem, ów kapitanem okrętu, trzeci sędzią lub prezesem jednego z licznych towarzystw, — i do końca dotrwali tylko: Troszkiewicz i Łęgowski.
Zamieszczę tu kilka urywków pamiętnika dla tych chłopców, którzyby chcieli kiedyś też pisać, — by ich ustrzedz od zbyt częstego i fatalnego: „pan zatrąbił,“ — co, jak wiadomo, naraża autora na pośmiewisko.
Wybieram, rzecz jasna urywki najciekawsze.
Mój pamiętnik. Wrażenia z pobytu na kolonii w Wilhelmówce.