Strona:Janusz Korczak - Józki, Jaśki i Franki.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.

bo to na ich łóżkach właśnie spali w poprzednim sezonie chłopcy, o których się powie.
A więc tak:
W parę dni po przyjeździe na kolonię wybraliśmy się do lasu. Wtedy dużo było jeszcze poziomek. Jedni odrazu zjadali zerwane poziomki, a inni zbierali do czapki.
Mały Jasiek, chłopiec słaby a przytem jąkała, zebrał dużo poziomek do czapki, był bardzo z tego dumny i wszystkim pokazywał jak dużo poziomek zebrał do czapki. I oto ci trzej chłopcy, którzy spali w łóżkach dziewiątem, dwudziestem trzeciem i dwudziestem ósmem, wyrwali Jaśkowi z rąk czapkę, poziomki zjedli, czapkę rzucili w krzaki, a jeszcze zagrozili obiciem, gdyby się poskarżył.
Świadkowie tej brzydkiej sceny byli oburzeni, nazwali ich złodziejami, postanowili z nimi nie bawić się nigdy, ani im ręki nie podawać wcale. — Cóż więc dziwnego, że ci trzej chłopcy, poniżeni i osamotnieni, jedyną w tem znajdowali rozrywkę, że przeszkadzali innym w zabawie i dokuczali i bili się ze wszystkimi.
Kiedy wreszcie doszło do sprawy, okazało się, że aż 14 chłopców miało do nich urazę, że skarżyli się nawet w listach do rodziców: „byłoby mi dobrze, ale chłopcy biją się i przezywają“, „chciałbym wrócić do domu, bo chłopcy popychają, przeszkadzają w zabawie i mówią brzydkie wyrazy“.
Jak duchy wyklęte błąkali się po kolonii, — sieli łzy i skargi, zbierali nienawiść.
Czy można pozwolić, aby tacy trzej niegodziwcy zakłócali spokój całej kolonii, czy nie należy tych trzech najgorszych odesłać do Warszawy do domu? — Jednakże pamiętać trzeba, że ci najgorsi z kolonii są najbiedniejsi, najbardziej zaniedbani, że ich kolonia właśnie poprawić powinna i może.