Na placu zaprzyjaźnił się z Julkiem, Julek z nich wszystkich najgorszy; aż dziadek kupił za dwa złote zagonek, żeby siał sobie i sadził, żeby się z łobuzami nie zadawał. — Dziadek kupił na raty maszynę do robienia pończoch dla siostry, nie było czem płacić, maszynę zabrali. — Brat jest w terminie u ślusarza, jeszcze rok ma do skończenia nauki; a reszta dzieci małe, najmłodsze chodzić dopiero zaczyna...
Nie może być, aby ci trzej chłopcy byli tak źli, że ich stu czterdziestu siedmiu pozostałych nie może poprawić, jeśli zechcą. — Jeśli mówią brzydkie wyrazy, dlaczego nie mają mówić ładnych; czyż przyjemniej powiedzieć: „psiamać, szczeniak, żebyś zdechł“, niż: „motyl, wiewiórka, — chodź, zagrajmy w palanta“. Czy przyjemniej uderzyć towarzysza, niż podbić piłkę w górę, wysoko, pod chmury?
Zabrali Jaśkowi poziomki, sądzili, że to figiel, żart z chłopca, który się chwali. Poziomek dużo: pójdzie i świeżych nazbiera. A wy zaraz: „złodzieje, nie bawić się, ręki nie podawać“. Czy dziw, że stali się wrogami całej kolonii?
Z wrogów uczynić przyjaciół — jakież to piękne zadanie; pierwszym do tego krokiem jest zapomnienie krzywd i dawnych uraz.
Sąd uniewinnił chłopców, którzy spali na łóżkach: dziewiątem, dwudziestem trzeciem i dwudziestem ósmem, i wszyscy trzej rychło się poprawili.
Pierwszy poprawił się Kazik: nauczyli go koledzy grać w fortecę i młynek, zaprzyjaźnił się potem z chłopcem, który spał na łóżku czternastem. — Drugi, Józio, dostał list z domu że ojcu lepiej na nogę i niedługo będzie mógł wrócić do pracy. — A trzeci najdłużej nie mógł się poprawić, usłyszał wreszcie modlitwę lasu i stał się dobry i miły.
Strona:Janusz Korczak - Józki, Jaśki i Franki.djvu/66
Ta strona została uwierzytelniona.