Strona:Janusz Korczak - Józki, Jaśki i Franki.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.

Mały szmat lasu obok Łysej Góry, łąka z dróżką wązką koło rowu — już rzekę widać zdaleka.

Wstyd się lękać zimnej wody,
Musi zuchem być kto młody.
Jak ta rybka zwinna, szybka,
Buch do wody, buch!

Znacie tę piosnkę? W Michałówce chłopcy pod takt tej samej piosenki maszerują parami do rzeki.
Tak tu, jak i tam, kąpiel jest najmilszą rozrywką.
Już od rana wdrapują się na słup werandy, gdzie wisi termometr: czy aby panowie nie powiedzą, że zimno?
— O-o, dziś pewnie zimna woda — mówi ktoś nieoględnie.
— Żeby była gorąca, tobyś się głupi poparzył.
I dają mu kuksa w bok, żeby był cicho.
— Pójdziemy do kąpieli, proszę pana?
— Chyba nie: wiatr silny.
— To lepiej, proszę pana: wiatr zimno z wody wyciąga.
Nie lubi zimnej wody jeden tylko Władek. Więc kiedy były imieniny Władków, wszyscy Władkowie dostali na cały dzień łopaty, jemu pan pozwolił umyć tylko twarz i ręce, — a szyję i uszy dostał w prezencie.
Najbardziej chyba kąpać się lubi przyjaciel Wikci i najlepiej pływa z całej kolonii.
— Umiesz pływać?
— Umiem.
— Porządnie czy po żabsku?
Kto pływa po żabsku albo po piesku, ten rękami zupełnie jak pies łapkami, bije — bije wodę i ledwie się trzyma na powierzchni. Podobne pływanie żadnego nie budzi szacunku.