Strona:Janusz Korczak - Józki, Jaśki i Franki.djvu/76

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zdaję sobie sprawę — odparł Łazarkiewicz z westchnieniem — zagraża mi łyżka rycyny.
Kiedy chłopiec zerwał świeżą gałąź na pokrycie szałasu, Łazarkiewicz rzekł:
— Złe rokujesz na przyszłość nadzieje.
A gdy Wiktor Mały, który robił pędzelki z zapałek do jodynowania zadrapań — zapytał raz:
— Czy ptaki ją twaróg?
Łazarkiewicz zawołał w uniesieniu:
— Popełniłeś błąd skandaliczny!
Śmieją się z Łazarkiewicza; ale ma on już we krwi, że musi tak mówić — i musi pielęgnować czystość polskiej mowy — i dzięki jego uwagom przestano poniekąd mówić:
— Dziewczynki poszli, przyszli, wzięli...
— Dziewczynka jest rzeczownikiem rodzaju żeńskiego, więc mówić się godzi: przyszły, poszły, wzięły. Nieobliczalne takiego mówienia mogą być skutki — dodaje tajemniczo.
On jeden interesuje się przyszłą powieścią o Wilhelmówce i jakkolwiek uważa, że naogół szkoda papieru na notowanie wszelakich głupstw, które mówią zarówno on, jak wszyscy chłopcy, jednakże prosi, by go nie pominąć w powieści, i dodać, że Łazarkiewicz był gramatyczny...


ROZDZIAŁ TRZYNASTY.
Zabawa, godna pogardy. — Wolni strzelce. — Osada
myśliwska. — Wodociąg indyjski.

Zabawa w indyan powstała z zabawy w złodziei. — Kładziono na kupę kije, szyszki, gałęzie, niby, że są to rzeczy; przychodzi złodziej i kradnie; łapacze gonią i gwiżdżą, nadbiegają stójkowi, biją i prowadzą złodzieja do cyrkułu.