Strona:Janusz Korczak - Józki, Jaśki i Franki.djvu/77

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zabawa godna pogardy — orzekł gramatyczny Łazarkiewicz, który zna dużo indyjskich imion, i jemu należy się honor odkrycia zabawy w strzelców.
Za krzyżem, w dzikiej części lasu, gęsto porosłego jałowcem, w odludnem ustroniu obozują indyanie. Naczelnikiem jest Prawe Serce; Pogromca Tygrysów, Orle Skrzydło i Jeleń Wrzący dzielnie mu pomagają, a gospodarstwo prowadzi Magda.
Magdą jest znany pożeracz żab — Boćkiewicz. Zkąd polska Magda wzięła się wśród czerwonoskórych, któż zgadnie? Może uprowadzono ją jeszcze w dzieciństwie, może zbiegła z domu prześladowana przez okrutnego ojczyma, a może znaleźli ją zabłąkaną w dziewiczym lesie?
Koło pnia ściętego, w kotlince, okrytej ze wszystkich stron jałowcem, jest obóz i zbrojownia. W zbrojowni mają myśliwi szyszki i strzały, łuk i rusznice i dużo kości zabitych zwierząt.
Indyanie są chrześcijanami. Przed każdą wyprawą składają pod krzyżem kwiaty lub zawieszają wianuszek, upleciony przez Magdę, potem zasiadają kołem i odśpiewują pieśń myśliwską, która zaczyna się od słów:

Z łukiem, strzałą w dłoni,
Zboczem leśnych wzgórz,
Dzielny strzelec goni
Od poranku już.
Tra-la-la, tra-la-la, tra-la-la.

Część upolowanej zwierzyny zjadają, a część ukrywają w spiżarni. Spiżarnia jest zdala od obozu. Trzeba dojść do krzywej choiny, potem czternaście kroków na południo-wschód, i tu pod gęstym jałowcem jest głęboka piwnica, osłonięta kratką z patyków, przykryta suchym mchem, liśćmi