Strona:Janusz Korczak - Józki, Jaśki i Franki.djvu/86

Ta strona została uwierzytelniona.

Jeszcze by też: mało się strachu najadł, gdy wczoraj zginął w lesie.
— Proszę pana, a jak dwóch jednego grzyba razem zobaczy, to kto go ma wziąć? — pragnie ktoś rozstrzygnąć zawiłe prawne pytanie.
— A Bednarski to taki oszust. Znalazłem prawdziwca, on powiedział, że to szatan; jak ja rzuciłem, to on wziął i potem się śmiał, poco rzucałem.
— A ja Piechowicza chcę podać do sądu, bo on się rzuca grzybami w oko.
Jeszcze i jeszcze powraca ktoś ze spóźnionych.
— Wszyscy są?
— Wszyscy.
Ruszamy przez las. W drodze Zofiówka z Wilhelmówką walczy na szyszki.
— Proszę pani, chłopcy szyszkami rzucają.
— Proszę pana, dziewczyny szyszkami rzucają.
Koło polanki rozchodzimy się.
— Proszę pana, już nie chcę Bednarskiego podać do sądu, bo on mi dał za grzyb łódkę z kory.
— A ja Piechowiczowi przebaczyłem.
— Że się grzybem ciska w oko?
— Że się grzybem ciska w oko.
— Tem lepiej.