Strona:Janusz Korczak - Józki, Jaśki i Franki.djvu/96

Ta strona została uwierzytelniona.

mu strasznie smutno, nic go nie bawiło: ani wysokie skały, ani kołysanie się morza, ani mieniące się gwiazdy, ani śnieg lśniący, — myślał tylko o złotej skrzynce, gdzie były schowane — perły pieśni.
— Ukradnę je, pomyślał wreszcie.
Zauważyły ptaki, że ich król jest smutny, że stracił apetyt i sen, chowa się po dzikich szczytach i często na długo gdzieś znika, — i tem smutniejsze były, że nie mogły ani pomówić o tem, ani zaśpiewać, bo były nieme.
Aż zakradł się orzeł do nieba, a kiedy aniołowie spać się pokładli, dziobem i pazurami otworzył skrzynkę aż dziób mu się zakrzywił i wygięły i pokrwawiły pazury, — porwał sznur pieśni i dalejże na ziemię. — Ale czy o gwiazdę zahaczył, czy przepalił o słońce, dość że pękł sznurek jedwabny, i perły jak deszcz się posypały.
Jedna perła padła w morze, i morze śpiewać zaczęło, druga padła w las, i las zanucił pieśń, — i zaszemrał strumień i zagadały góry.
Ptaki myślały, że to muszki padają i najwięcej pochwytały małych perełek i teraz najwięcej śpiewają.
Na progu chaty siedział chłopiec i dmuchał w drewienko, w którem dziurki powywiercał, — i nagle w jedną dziurkę wpadła perełka pieśni, i fujarka nucić zaczęła. — Ucieszył się chłopak i po raz pierwszy zawołał:
— Ach, jak pięknie.
Największą perłę pochwycił orzeł i ukrył w szczelinie. Ale złe sumienie nie dawało mu spokoju. Księżyc, gwiazdy i słońce wołały nań ciągle:
— Złodziej! — Ukradł! — Złodziej!
Orzeł darował ostatnią perłę słowikowi, słowik dał ją jaskółce, a jaskółka człowiekowi.