Wśród ciszy sennych oddechów i mych trwożnych pytań rozlega się łkanie.
Znam ten płacz, to on płacze. Ile dzieci, tyle różnych rodzai, od płaczów cichych i skupionych, poprzez kapryśne i nieszczere, aż do krzykliwych i bezwstydnie nagich.
Przykro, gdy dziecko płacze, ale jego jednego tylko łkanie, zdławione, beznadziejne, złowieszcze, budzi grozę.
Nerwowe dziecko, to mało: jak często, nie znając istoty, zadowolniamy się nazwą niewiadomej treści. Nerwowe, bo mówi przez sen, nerwowe, bo tkliwe, bo żywe, bo ospałe, bo szybko się nuży, bo ponad wiek rozwinięte, progéneré, mówią Francuzi.
Są rzadkie dzieci, które liczą nie własnych przeżytych lat dziesięć. One niosą tarę wielu pokoleń, w ich zwojach mózgowych krwawi się nagromadzona udręka wielu zbolałych stuleci, i pod wpływem nieznacznego bodźca wyładowuje się ukryta w potencji siła bólu, żalu, gniewu, buntu, i doznaje się wrażenia niestosunku między drobnym bodźcem a burzliwą reakcją.
To nie dziecko płacze, to stulecia płaczą, to ból i tęsknota zawodzą, nie że w kącie stało, a że je gnębiono, gnano, poniewierano, wyklęto. Poetyzuję? Nie, tylko nie znajduję odpowiedzi i zapytuję.
Musi być uczucie silnie napięte, jeśli drobiazg może wytrącić z równowagi. Musi być uczucie ujemne, bo z trudem wywołasz uśmiech, pogodne spojrzenie, nigdy głośną oznakę dziecięcej radości.
Zbliżyłem się do niego i powiedziałem stanowczym, ale łagodnym szeptem:
— Nie płacz, bo dzieci pobudzisz.
Ucichł. Wróciłem do siebie. Nie zasnął.
To jedno wśród ciszy łkanie, tłumione na rozkaz, jest zbyt bolesne, zbyt samotne, sieroce.
Strona:Janusz Korczak - JKD - Internat. Kolonje letnie.djvu/116
Ta strona została uwierzytelniona.