Strona:Janusz Korczak - JKD - Internat. Kolonje letnie.djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.

— Widzisz: nie warto. Rób tak jak ja: dbaj o własną wygodę. W przeciwnym razie djabli cię wezmą ku radości zawistnych, bez pożytku dla dzieci, którym chcesz służyć. Nie warto!
Jesteś zależny od doświadczonych, oni bądź co bądź, radzą sobie, gdy ty, wyznaj szczerze, stoisz zdumiony i bezradny.
Biedacy, jak mi was żal.

2. Takie łatwe i wdzięczne zadanie. Masz trzydzieścioro dzieci z ogólnej liczby stu pięćdziesięciu, i żadnego programu. Możesz robić, co chcesz. Zabawy, kąpiel, wycieczka, bajka, — zupełna swoboda inicjatywy. Gospodyni dostarczy pożywienia, koledzy wychowawcy okażą pomoc, służba pilnować będzie porządku, wieś da wam piękny teren, słońce — łaskawe uśmiechy.
Oczekując niecierpliwie dnia wyjazdu, obmyślałem szczegóły trzeciorzędne i dalekie, nie przeczuwając zadań najbliższych i ważnych. Więc postarałem się o gramofon, latarnię magiczną, wydobyłem fajerwerki, kupiłem warcaby i domina, na zapas, bo może między zabawkami ich zbraknie.
Wiedziałem, że dzieci należy przebrać w kolonijne ubrania, rozmieścić w sypialni i przy stole, a przedewszystkiem poznać nazwiska i twarze moich trzydziestu, a może wszystkich stu pięćdziesięciu. O tem nie myślałem wcale,