Strona:Janusz Korczak - JKD - Internat. Kolonje letnie.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

Młode książątko w szkole dla zamożnych, synek wójta w szkole ludowej, jeśli sam nie żądał, to mu ktoś szepnie, by żądał, jeśli nie otrzyma, by mścił się: „Powiedz, że bije, że nie zmówił pacierza, że szorstko odezwał się o władzy, że źle uczy, że się nami wcale nie zajmuje.“ Albo ci krzesło wysmarują kredą, zanieczyszczą klozet, podczas wizytacji wywołają nieporządek, zbuntują bezbarwne i obojętne, wplączą w brzydką sprawę najniewinniejsze, te właśnie, które pragniesz przedewszystkiem osłonić przed krzywdą.
Oczekując z radością na dzień wyjazdu, naiwnie nie przeczuwałem, ile potrzeba ostrożnego taktu, aby panować nad groźną gromadą.

6. Nie czułem obawy widząc, że niektóre dzieci musiałem kilkakrotnie upominać, aby nie wychylały się z okien wagonu, nie wybiegały na ganek. Już proponował mi jeden, że stanie przy drzwiach, będzie pilnował, drugi chciał zapisywać nazwiska tych, którzy są nieposłuszni. Odrzuciłem oba projekty ostrą uwagą:
— Pilnuj tylko siebie; jak się nie wstydzisz zapisywać kolegów?
— To nie moi koledzy, — odparł pogardliwie.
Oburzyłem się dziecinnie.
Były i takie, które umierały z pragnienia; tym tłomaczyłem cierpliwie i bezskutecznie, że zaraz po przyjeździe na miejsce napiją się mleka.