Strona:Janusz Korczak - JKD - Internat. Kolonje letnie.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

Zmowa, bunt, zdrada, represje — tak odpowiedziało życie na moje rojenia.
— Jutro z wami pomówię, — brzmiała groźna zapowiedź, zamiast sentymentalnego: „dobranoc, dzieci“, którem je częstowałem w ciągu pierwszych wieczorów, a co było zgoła zbyteczne.
Okazałem się taktownym zwycięzcą.
I znów życie pouczyło, że niekiedy stąd płynie pomyślność, gdzie sądzimy, że dotknęła nas katastrofa, że burzliwe przesilenie często jest początkiem zdrowienia.
Nie tylko nie straciłem życzliwości dzieci, ale przeciwnie, wzrosło wzajemne zaufanie. Dla dzieci sprawa ta była drobnym epizodem, dla mnie — przełomowem zdarzeniem.
Zrozumiałem, że dzieci są siłą, którą można zachęcić do współdziałania, zrazić lekceważeniem, z którą trzeba się liczyć. Tych prawd, dziwną rzeczy koleją, nauczył mnie kij.
Nazajutrz podczas pogadanki w lesie, poraz pierwszy mówiłem nie do dzieci, a z dziećmi, mówiłem nie o tem, czem chcę, aby były, ale czem one chcą i mogą być. Może wówczas po raz pierwszy przekonałem się, że od dzieci można się wiele nauczyć, że i one stawiają i mają prawo stawiać swe żądania, warunki, czynić zastrzeżenia.

16. Uniform odzieży cięży dzieciom nie dlatego, że krój czy kolor jest jednakowy, ale że