Strona:Janusz Korczak - JKD - Internat. Kolonje letnie.djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.

ogółowi, że tak łatwo przemówić do duszyczek dziecięcych. Niektóre mowy do dzieci przygotowywałem po tygodniu i dłużej.

22. Wspólnie radziliśmy co robić, aby dzieci nie zanieczyszczały lasu, by nie było hałasów przy stole, aby nie rozrzucano chleba, aby na dane hasło zbierały się do kąpieli, czy na posiłek.
Robiłem nadal wszystkie błędy, od których pragnę was uchronić, ale pozyskałem obietnicę pomocy ze strony części mej grupy.
Głupstwa same mściły się na mnie w bezcelowo ponoszonych wysiłkach, w bezpłodnej utracie energji. Dzieci wzruszały ramionami, niekiedy starały się mnie przekonać, często ustępowałem.
Pamiętam rozmowę o stopniach ze sprawowania. Nie chciałem stawiać stopni: wszyscy zasługują na piątki, bo każdy stara się być dobry; a jeśli nie może, nie powinno się go karać.
— Jak nie napiszę ojcu, że mam piątkę, to będzie myślał, że się źle sprawuję.
— A u innych panów jest łobuz, to ma przynajmniej trójkę, a ja jestem grzeczny i nic nie mam.
— Jak coś złego zrobię, i pan postawi stopień, to wiem, że się już skończyło.
— Jak niema stopni, to się jakoś nie chce być posłusznym; sam nie wiem dlaczego.