Strona:Janusz Korczak - JKD - Internat. Kolonje letnie.djvu/164

Ta strona została uwierzytelniona.

przyjmują niechętnie ciężki warunek? Czy można im mieć za złe, że czują niechęć? Czy nie obiją, jeśli z jego winy stracą metę — i kto temu winien?
Dużego taktu wymaga opieka nad tego typu dziećmi. Należy baczyć, aby ich nie krzywdzono ale czuwać, by i one nie przeszkadzały.
Na niego zawsze trzeba czekać. Przez niego zawsze psuje się zabawa. Znów z jego winy pan się na nas gniewał, czegoś zabronił, coś odebrał, czemś groził.
W pierwszym sezonie staczałem walki o niedołęgę, w drugim ze wzruszeniem patrzałem, jak jeden z największych zawadjaków wziął najcichszego pod opiekę, — sam, z własnej dobrej woli.

38. Nie lekceważyć!
Bawili się chłopcy w grę, która zwie się „ciupy“ lub „strulki“. Znana już była biednym dzieciom starożytnego Rzymu. Grający rzuca na stół lub na podłogę pięć kamyków. Potem jeden z kamyków rzuca w górę, i zanim chwyci spadający kamyk, musi szybko pochwycić ze stołu jeden z pozostałych czterech. Jest kilka klas trudności. Do gry tej potrzebna jest zręczność i pięć niewielkich kamieni, czyli ciup.
Niezmiernie częste były skargi na to, że ktoś zabrał jeden lub wszystkie ciupy. Byłem wówczas przeciwnikiem skarg.