Strona:Janusz Korczak - JKD - Internat. Kolonje letnie.djvu/175

Ta strona została uwierzytelniona.

chętnie idzie, że wszystkie ochoczo się wybierają:
— Ważna wycieczka!
Jedno będzie szukało czapki, drugie się pobije w podnieceniu, trzecie w ostatniej chwili pobiegnie do ustępu, czwarte niewiadomo gdzie się podziało.
W drodze jednego głowa lub nogi rozbolą, jeden się skaleczy, jeden się obrazi, jednemu pić się będzie chciało.
Opowiadasz bajkę, — jeden obowiązkowo ci przerwie:
— Proszę pana, co to za robaczek.
Drugi:
— On się kłuje w ucho słomą.
Trzeci:
— O, barany pędzą!
Nadąsanie młodociane grozi:
— Jeżeli jeszcze raz ktoś przerwie...
Doświadczona pobłażliwość z uśmiechem przeczeka.
Czy gniewając się na wyjątkowe sytuacje, wychowawca nie zdaje sobie sprawy, że bez nich praca byłaby martwa, jednostajna, nudna; że wyjątkowe dzieci dają nam najobfitszy materjał do rozmyślań i dociekań, uczą nas ulepszać i poszukiwać. Gdyby nie one, jak łatwo uledz złudzeniu, że osiągnęliśmy ideał. A któż jest tyle nierozumny, by nie wiedział, że zawsze ponad względnie dobrem istnieje możliwe do osiągnięcia lepsze?