4. Ale nie bardzo chce, bo nie wierzy.
Autor, dzięki licznym cytatom dowiedzie, że jest uczony. Jeszcze raz powtórzy, co już ogólnie wiadome. Te same nabożne życzenia, ciepłe kłamstwa, niewykonalne rady. — Wychowawca powinien... powinien... powinien. — I ostatecznie, we wszystkich drobnych i ważnych sprawach musi sam decydować, jak wie i umie, a co najważniejsze, — jak może.
— To dobre w teorji, — pociesza się boleśnie.
I czuje wychowawca niechęć do autora, że ten siedząc w ciszy przy wygodnem biurku, dyktuje przepisy, bez potrzeby bezpośredniego stykania się z ruchliwą, krzykliwą, dokuczliwą i niesforną gromadą, której niewolnikiem jest każdy, kto nie chce być jej tyranem, z której co dnia inne tak gruntownie życie mu zatruje, że z trudem rozchmurzą wszystkie pozostałe.
Poco go drażnią mirażem wielkiej wiedzy, doniosłych zadań, wzniosłych ideałów, gdy on jest i musi pozostać wyrobnikiem — kopciuszkiem?
5. Czuje, że traci zapał, który niósł w pracę samorodnie, niezależnie od czyjegoś kazania. — Dawniej cieszyła go myśl, że urządzi zabawę, przygotuje niespodziankę dla dzieci. Pragnął w szare i jednostajne życie internatu wnieść nowe, radosne tchnienie. Teraz cieszy się, gdy zanotuje beznadziejne: to samo. Jeśli żadne
Strona:Janusz Korczak - JKD - Internat. Kolonje letnie.djvu/18
Ta strona została uwierzytelniona.