Strona:Janusz Korczak - JKD - Internat. Kolonje letnie.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.

Kaprys despotyczny i nieświadomość władzy, nieuczciwość administracji, zła wola i niesumienność towarzysza pracy. — Dodaj: prostactwo służby, awantura z praczką o zarzucone jakoby przez ciebie prześcieradło, z kucharką o przydymione mleko, ze stróżem o zadeptane schody.
Jeśli wychowawca znajdzie szczęśliwsze warunki pracy, tem lepiej. — Jeśli takie właśnie, niech się nie dziwi, nie oburza, — tylko rozumnie obliczy siły i energję — na dłuższą metę, niż pierwszych kilka miesięcy.

13. Internat z lotu ptaka.
Gwar, ruch, młodość, wesele.
Takie miłe państewko naiwnych małych ludzi.
Tyle dzieci, a tak czysto.
Harmonia uniformu odzieży, rytm śpiewu chóralnego.
Hasło, — milkną wszystkie. Modlitwa, — zasiadają do stołów. — Ani bójek, ani sprzeczek.
Przemknie miła buzia, migną uśmiechnięte oczy. Takie mizerne jedno — biedactwo.
Wychowawca łagodny, spokojny. — Przybiegło któreś z zapytaniem, — odpowiedział. Komuś zdala żartobliwie palcem pogroził, — zrozumiano i posłuchano. — Gromadka najwierniejszych otacza was zwartem kołem.
— Czy wam tu dobrze?
— Dobrze.
— Czy kochacie pana?