Sto dzieci — stu ludzi, którzy nie kiedyś tam, nie jeszcze, nie jutro, ale już... teraz... dziś są ludźmi. Nie światek, a świat, nie — drobnych, a doniosłych, nie niewinnych, a ludzkich — wartości, zalet, przywar, dążeń, pragnień.
Zamiast się pytać, czy kochają, zapytaj raczej, czem się to dzieje, że słuchają, że jest porządek, program i ład.
— Niema kar...
— Kłamstwo.
15. Jakie są twe obowiązki? — Czuwać. — Jeśli chcesz być dozorcą, możesz nie robić nic. Jeśli jesteś wychowawcą, masz szesnastogodzinny dzień roboczy, bez przerw, bez świąt, dzień złożony z pracy, nie dającej się ani określić, ani dostrzedz, ani skontrolować, ze słów, myśli, uczuć, którym imię — tysiąc. — Zewnętrzny ład, pozorne dobre ułożenie, tresura na pokaz — wymagają tylko twardej ręki i licznych zakazów. I dzieci są zawsze męczennikami obawy o ich rzekomą pomyślność; najcięższe krzywdy mają w tej obawie swe źródło.
Wychowawca wie równie dobrze, jak dozorca, że uderzone w oko dziecko może oślepnąć, że grozi mu zawsze złamanie ręki, lub zwichnięcie nogi, ale pamięta, że liczne są wypadki, gdy dziecko omal nie postradało oka, ledwo nie wypadło z okna, silnie stłukło i mogło złamać nogę, podczas gdy rzeczywiste nieszczęścia są
Strona:Janusz Korczak - JKD - Internat. Kolonje letnie.djvu/29
Ta strona została uwierzytelniona.