Strona:Janusz Korczak - JKD - Internat. Kolonje letnie.djvu/42

Ta strona została uwierzytelniona.

z wyrzutem, swemi wilgotnemi oczami. — Wychowawca cierpi: gniewa się na siebie i na dzieci.
Poeto, gdybyś wiedział, że to poetyczne dziecko ma jedną tylko tajemnicę w wielkich oczach z długiemi rzęsami, — tajemnicę gruźliczego obarczenia, — możebyś zamiast czekać na zwierzenia, — czekał raczej na kaszel, zamiast pocałunków, dawał tran z gwajakolem. I jemu i sobie i dzieciom oszczędziłbyś wielu chwil przykrych.

27. Bywa, że pokochałeś dziecko bez wzajemności. Ono chce bawić się w piłkę, w wyścigi, w wojnę, — ty pragniesz je pogłaskać, przytulić, popieścić. To gniewa je, niecierpliwi, upokarza, — i albo usuwa się od zbędnych czułości, albo — zarzuca ręce na szyję i prosi o nowe ubranie. — To twoja wina, nie jego.
Bywa, że o względy jednego dziecka ubiega się parę osób personelu; wówczas mały faworyt lawiruje przebiegle, by nie urazić nikogo. Bo ty pozwalasz mu później spać chodzić, gospodyni zamieni podarte pończochy, a kucharka poczęstuje jabłkiem lub rodzynkami.
Bywa, że dziecko zmysłowe, lub zdeprawowane znajduje zadowolenie w pieszczocie. Lubi głaskać rękę, bo taka mięciutka, powie, że twoje włosy pachną, pocałuje w ucho lub w szyję, lub w każdy po kolei kochany paluszek. Miej oczy szeroko otwarte: to są pieszczoty lubieżne.