Strona:Janusz Korczak - JKD - Internat. Kolonje letnie.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

Rozdaję myśli, rady, ostrzeżenia, uczucia, rozdaję szczodrze. Gdy co moment podchodzi inne dziecko, z coraz innem żądaniem, prośbą lub pytaniem, zabierając czas, myśl, wzruszenie, — czujesz niekiedy boleśnie, że będąc słońcem tej gromady, sam stygniesz, że świecąc, sam tracisz promień po promieniu.
Wszystko dla dzieci, a co dla mnie?
One krzepną w wiadomości, doświadczenie, wskazania moralne, gromadzą zapasy, — ja tracę. — Jak nadal gospodarzyć zasobem własnych sił duchowych, by nie okazać się bankrutem?
Przypuśćmy, że wychowawca nie ma własnej młodości, która wzywa o prawa, rodziny, która go skuwa, trosk materjalnych, które niepokoją, fizycznych niedomagań, które dolegają. — Cały oddany świętej sprawie wychowania, musi mieć uczucie. — Jak je ocalić od rozbicia?
I gdy wraca do domu, który ma być jego domem, nie mogąc serdecznie przywitać wszystkich, czy nie ma prawa uśmiechnąć się do jednego? Gdy opuszcza wieczorem sypialnię, nie mogąc wszystkich czule pożegnać, czy bodaj niekiedy nie ma prawa to jedno czy dwoje wyróżnić oddzielnem; „śpij synuś, śpij mały urwisie“. Czy gromiąc za drobne przewinienie, nie ma prawa wyraźniej przebaczać spojrzeniem, gdy czyni gorzkie wyrzuty?
Jeśli się nawet myli, nie najcenniejsze wybrał, cóż z tego? — Miłe wzruszenia, które ono