Strona:Janusz Korczak - JKD - Internat. Kolonje letnie.djvu/59

Ta strona została uwierzytelniona.

stępnie wydartą obietnicą. — Ponowisz jątrzące wezwanie do jego sumienia, uczucia, — odepchnie cię gwałtownie.
Na jego gniew odpowiadasz burzliwym gniewem, — krzykiem. Dziecko nie słucha, jeno czuje, że wyrzucasz je ze swego serca, odbierasz życzliwość. Obcy, sam — pustka wokoło. A ty w uniesieniu stosujesz wszystkie kary: i groźbę i wyrzut, i drwinę, i istotne represje.
Zobacz, z jakiem współczuciem patrzą nań towarzysze, jak łagodnie starają się pocieszyć:
— Pan tylko tak mówił. Nie bój się, — to nic: nie martw się, — zapomni.
A wszystko ostrożnie, by nie narazić się wychowawcy, nie oberwać od zbuntowanej ofiary.
Ilekroć robiłem „wielką awanturę“, obok niesmaku doznawałem jasnego uczucia; skrzywdziłem jedno, ale nauczyłem wiele wielkiej cnoty: solidarności w nieszczęściu. — Mali niewolnicy wiedzą, jak to boli.

42. Niekiedy gromiąc dziecko, czytasz w jego wzroku sto buntowniczych myśli.
— Sądzisz może, że zapomniałem. Ja dobrze wszystko pamiętam.
Dziecko źle kłamiąc skruchę, mówi ci niechętnem spojrzeniem.
— Nie moja wina, że masz taką dobrą pamięć.
Ja: