Strona:Janusz Korczak - JKD - Internat. Kolonje letnie.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszystkie dzieci są na równych prawach. Żadnych wyjątków, żadnych przywilejów.
Czy słusznie? — Może tylko wygodnie?
Konieczność częstego odpowiadania: „nie można — nie pozwalam — nie wolno“, — przykra jest dla wychowawcy. — Kiedy się zdaje, że sprowadziliśmy zakazy i nakazy do ilości najmniejszej, gniewa nas, gdy żądają dalszych koncesyj. I niekiedy, uznając słuszność prośby, zabraniamy, bo jedna uwzględniona wywołuje cały szereg próśb wielu dzieci. — Pragniemy osiągnąć ideał, aby dzieci uznały konieczność zakreślonej granicy i nie żądały więcej.
Jeśli jednak poddasz się ciężkiemu obowiązkowi odrzucania, ale wysłuchiwania życzeń, jeśli je będziesz notował i segregował, — przekonasz się, że są życzenia bardzo częste, codzienne — i zgoła wyjątkowe.
Prośby o zmianę miejsca przy stołach były stałe i dokuczliwe. Pozwoliliśmy dzieciom raz na miesiąc zmieniać miejsca. — O tej drobnej reformie możnaby napisać obszerną monografję, tyle w niej jest stron dodatnich, — a zawdzięczamy ją wyłącznie dokuczliwym prośbom.
Biada dzieciom i wychowawcy, który potrafi stłumić każde, nie objęte regulaminem życzenie. Dzięki nim bowiem, jak dzięki skargom, poznajesz większość tajemnic duszy dziecięcej.