Strona:Janusz Korczak - JKD - Internat. Kolonje letnie.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.

wdzięczności i wzorowości — i dają im przywileje.
Jeśli to chłodne i złośliwe zbliży się do ciebie, przytuli, — choć wiesz, że jest to aktem wyrachowania, nie masz prawa go usunąć. Może ono tylko nie umie, może inne oszukują cię zręczniej, wdzięczniej, jeszcze kłamliwsze, bo ulegają suggestji własnej gry?
Między temi, które więcej kręcą się koło ciebie, niżbyś pragnął, może są słabe i nielubiane i chcą, byś je specjalną otoczył opieką, osłonił przed krzywdą?
Może ktoś im szepnął: bądź serdeczny, daj bukiecik, pocałuj i — poproś. Może dziecko spełnia polecenie bez przekonania, wbrew swej szczerej ale oschłej naturze, więc z nakazu, niezręcznie, nieumiejętnie.
Dziwiło mnie, gdy jeden z chłopców, powściągliwy, oschły, starczy, zamknięty w sobie, mizantrop, zaczął mi nagle okazywać serdeczność, pierwszy śmiał się z mego żartu, torował drogę, uprzedzał życzenia. Robił to niezręcznie, z jawną chęcią zwrócenia uwagi na to, co czyni. Tak trwało dość długo, ukrywałem doznawaną przykrość... Gdy poprosił wreszcie, aby przyjęto jego młodszego brata do Domu sierot, — czułem, jak mi łzy nabiegają do oczów: biedak, ile wysiłku go kosztowało, by przez tyle czasu być tem, czem nie jest w istocie.