Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech wszyscy panowie będą w sukniach, a panie w spodniach.
Teraz dopiero zaczęła się heca.
Bo stoi student z panną, i patrzą na słonie.
Nagle:
— Co pan zrobił?
— Ja nic, ale pani co wyrabia?
On gapi się na nią, a ona na niego. On w sukni i damskiej bluzce, a ona w spodniach.
— Co to?
Jakaś babina, gdy zobaczyła, że ma spodnie i męski kapelusz, — krzyknęła i zemdlała.
A tu znów pensja żeńska. — Dwadzieścia par uczenic, a za niemi wychowawczyni. Pilnuje, żeby był porządek i dobre wychowanie. — No i masz: jak piorun z nieba. — Co ludzie sobie pomyślą, co powie przełożona? — W spodniach one i ona.
— Do domu. W tej chwili do domu.
Oczy zasłoniła rękawiczką. — Co tchu uciekają.
Opowiadali potem ludzie, że uciekli z Łazienek w jedwabnych sukniach damskich: prokurator sądu, wiceminister poczty, senator, krytyk literacki i profesor higjeny.
Ale Kajtusia ubawiło najwięcej, jak przewracając się, biegli policjanci w pantoflach na wysokich obcasach, w jedwabnych pończochach i w sukienkach tiulowych.
A musieli się nielada uwijać, żeby bronić przed nieszczęśliwym wypadkiem miljonerów.