Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

Ludzie kupują. Zbierają się grupy.
Stoją na ulicy. Czytają.
Kupują wszyscy, więc i Kajtuś kupił.
Czyta:
Niby opisane są czary Kajtusia, ale przekręcone, że ledwo można zrozumieć.
Pisze gazeta:
„Policji udało się zlikwidować bandę szpiegów, która planowała zamach na naszych gości. — Wrogie siły nie chcą, by Polska otrzymała pożyczkę na inwestycje“.
Kie licho: zlikwidować i inwestycje? — Co to za goście?
Czyta dalej:
„Ukazał się nieznany typ samolotu. Gdy policja chciała sprawdzić dokumenty podejrzanych pasażerów, samochód wzbił się w górę i poszybował w kierunku zachodniej granicy“.
Dalej:
„Plan porwania bankierów został udaremniony“.
— To znaczy, że się nie udał.
„Zamachowcy postanowili wysadzić w powietrze restaurację, gdzie miał się odbyć bankiet“.
— To pewnie znaczy: obiad.
„Maszyna piekielna wybuchła przedwcześnie i wyrzuciła w powietrze...
— Co za maszyna? — dziwi się Kajtuś.
Dalej dowiedział się, że wezwano straż ogniową, która pozdejmowała z sufitu... „wyrzuconych siłą wybuchu“ kelnerów.