Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Awantury, jakich świat nie widział. — Poplątali się: ludzie, zegary, szyldy, psy, koty. — Na placu i na moście.- Sobowtór Kajtusia.

Mama zapłakana, a ojciec się gniewa:
— Gdzie byłeś tyle godzin?
— Taka ładna pogoda — mówi Kajtuś.
— Pogoda ładna, więc zaraz po chorobie na pół dnia uciekasz? — Myśleliśmy, że znów cię coś opętało. — Obiecałeś, że wrócisz z cmentarza. — Szukałem cię tam. — Jak ty się nie wstydzisz?
Spuścił Kajtuś głowę, już się nie tłumaczy. Wstydzi się: nie dotrzymał słowa.
Ojciec jeszcze coś mówi, ale Kajtuś nawet nie słucha.
Tak zawsze bywa, że gdy dorośli bardzo się gniewają, dziecko w przestrachu już nie rozumie, co i dlaczego krzyczą. — Już tylko hałas w uszach i w głowie. — Tylko czeka, jaki będzie koniec i czy uderzą, czy nie.