Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czego się spieszysz? — Niech trochę odpocznę. — Już mi się w głowie kręci.
Ale nic. — Wchodzi.

Siódmy sklep — ogrodniczy.
— Czy można dostać palmę kokosową?
— Niema.
— Niech pani poszuka. — Pan od przyrody kazał.
— Więc powiedz panu od przyrody, że ma fijołki w głowie.
— Wcale nie. — Nasz pan wie, co mówi. Nieładnie tak uczyć dzieci. Nie wolno nauczyciela obrażać.
— Wynoś się, smarkaczu. Morały mi będzie prawił.
— Pewnie, że morały, bo się tak nie mówi.
We drzwiach pokazał jej język.
— Szkoda, że nie dodałem, żeby się kazała wypchać trocinami i wytapetować.
— Czegoś taki zły?
— Bo mi się już znudziło tak łazić.
— Trudno: założyłeś się.
— Wiem bez ciebie. Zacząłem i skończę.

Przed sklepikiem stoi balon z wodą sodową,
— Proszę o szklankę gazu.
Kupcowa nalała, — podaje.
A Kajtuś:
— Nie chcę wody, tylko sodowy gaz.