Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

jak jakiej ważnej osobie. — Kajtuś kłania się. — Nieznajomy pan podał mu rękę.
I pyta się o rowery, o atrament, zamieniony w wodę, o dzwonek, który sam dzwonił, o muchy.
— Co wiesz o rowerach?
— Są rowery nowe i używane: można wynająć, można kupić na raty.
— Atrament? — Owszem, pamięta. Ale chłopcy tego nie zrobili.
— Muchy na lekcji? — To było pięć tygodni temu, nie, trochę dawniej.
— Dzwonek? Chyba się woźny pomylił na zegarze.
To wie, tego nie zauważył. Tak mu się zdaje.
Znów auto zajechało: — Do kancelarji wchodzi doktór ze szpitala i pielęgniarka.
— Czy znasz?
Zna. Przecież leżał w szpitalu. — Wita się. Uśmiecha się zażenowany.
— I cóż, o czem tam mówiłeś?
— Kiedy miałem gorączkę, podobno mówiłem o czarach. Znam dużo bajek.
— Obiecałeś mi pałac zbudować na szklanej górze, — mówi pani pielęgniarka.
— A mnie groziłeś, że zamienisz w osła
— Bardzo przepraszam pana doktora.

— A czy możesz pokazać miejsce w lesie, gdzie zachorowałeś?