Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

— A czy poznajesz tego człowieka?
— Kogo?
Ogląda się, zdziwiony. — Patrzy.
Zdaje się, że widziałem.
— A gdzie mostek?
— Nie wiem. — Chyba daleko. Długo błądziłem.
— Czy można tam autem dojechać?
— Przez las nie, ale drogą można.
— Więc jedziemy.
— O, tu są te ścięte drzewa. — O, mostek. O, tu pod tym słupem.
— Tak — potwierdza włościanin. — Tu leżał i jęczał. Tu go znalazłem.
— Dobrze. — Macie pięć złotych za fatygę.
A do szofera:
— Wracamy.
— Skąd pan wiedział, że ten pan mnie znalazł? — Do czego to panu potrzebne?
— Widzisz, chłopcze. Szukamy ludzi szkodliwych i niebezpiecznych. Obowiązkiem naszym jest wiedzieć. I obowiązkiem każdego obywatela pomagać i ułatwiać nam trudne zadanie.

Znów Warszawa. — Dokąd go wiozą?
— Prosto do restauracji. — Udaje Kajtuś, że to pierwszy raz widzi: rozgląda się i pyta:
— Dlaczego tu szyba stłuczona? — Ile kosztuje to lustro? — Kto gra na tym fortepianie?
— Co będziesz jadł?