na ciemne podwórko, mury szare i odrapane. Ani drzew, ani kwiatów.
Teraz będzie inaczej.
Dawniej miał Kajtuś wiele różnych myśli: jedne ważne, drugie mniej ważne. Co godzina, co chwila — inaczej i o czem innem. — Teraz już wie, teraz dobrze będzie.
— Ile metrów? — Jak duża wyspa, jaki wysoki ten pałac czarodzieja? — Ile pokoi? — Czy rodzice zechcą z nim zamieszkać? — Czy ma być most zwodzony z brzegu na wyspę? — Czy ma być wał wokoło. — Mur z granitu, marmuru, kamienia?
— Co będzie stało w pokojach? — Jaka ma być służba? Jakie kielichy i talerze? — Czy na wieży umieścić zegar? — Co ma rosnąć w ogródku? — Ile ma być psów?
Pyta się mama:
— Co ty tak ciągle mierzysz i liczysz?
— Będę dom budował.
— A pieniądze masz? — mówi mama z uśmiechem.
— Można i bez pieniędzy.
Teraz nawet nie kłamie.
Nawet nie będzie się ukrywał. — Bo co komu może szkodzić? — Jeszcze lepiej: na wieży będzie się paliła latarnia; są przecież latarnie morskie.
Domyślą się, że jest czarodziejem? — Więc co? — Dawniej palili czarnoksiężników na stosie,
Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/148
Ta strona została uwierzytelniona.