głupstwa, a pałac na Wiśle zbuduje, gdy już wszystko dokładnie ułoży.
Raz tylko — i na próbę tylko, żeby się przekonać, czy umie wyczarować skarb...
Został sam w mieszkaniu.
— Niech stanie tu w kącie pokoju skrzynia ze złotem i worek dukatów.
Powtórzył dwa razy.
Zaszumiało w głowie. — Poczuł ból dotkliwy. — Pot wystąpił na czoło. — Dreszcz potrząsnął Kajtusiem.
Kajtuś nie jest tchórzem, ale przestraszył się, gdy w ciemnym prawie pokoju, zobaczył między stołem i oknem — wielką skrzynię z czarnego drzewa, a obok — wór, przewiązany sznurem, zalakowany czerwoną pieczęcią.
Aż zatrzeszczała podłoga pod ciężarem.
— Chcę mieć klucz od kufra. — Chcę mieć klucz od kufra.
Otworzył bez trudu. Uniósł wieko. — Złoto. —
Jak błyskawica, oświetliło pokój.
Pomacał worek: twarde, okrągłe dukaty.
Usłyszał na schodach znajome kroki.
— Niech zniknie. — Niech zniknie.
Wchodzi mama.
— Dlaczego ciemno? — Dlaczego lampy nie zapaliłeś? — Dlaczego taki blady jesteś? — Czy znów cię głowa boli?
Zupełnie inaczej rozgląda się teraz Kajtuś, gdy jest na ulicy.
Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/150
Ta strona została uwierzytelniona.