Teraz inaczej: patrzy, — porównał, — wybrał, — zapisał dla pamięci. — Wybrał cztery ładne, ale żadnego dużego.
— Dlaczego notujesz numery obrazów?
— Bo mi się najlepiej podobają.
Tak po troszku, naprzód w myślach, budował i meblował swą przyszłą siedzibę.
Aż nadszedł czas.
Aż nadeszła godzina...
Westchnął i dwa razy powtórzył:
— Niech się na środku Wisły ukaże wyspa.
Woda się zmąciła. Fala się uniosła. Drgnęła rzeka. Pianą się pokryła.
Na środku Wisły ukazała się nie mielizna, a wyspa. — A z wyspy ku rzece prowadzi siedem kamiennych schodków. — Bo tak właśnie chciał Kajtuś. Bo na wiosnę woda w rzece przybywa, więc wyspa musi być wysoka, żeby woda nie zatopiła.
— Początek zrobiony. A teraz trzy dni zaczekam: bo co ludzie powiedzą?
A ludzie, jak ludzie: niebardzo znają się na rzeczy. — Może inżynierowie rzeczni tamę usypali, może filar budować będą pod nowy most, może jakaś regulacja Wisły: prąd chcą zmienić, czy jak?
Ludzie, jak ludzie: jeżeli im co nie przeszkadza, — nie lubią się zastanawiać.
Widzi Kajtuś, że wszystko spokojnie, więc trzy dni przeczekał i wydał rozkaz.
Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.