Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.

— Panowie koledzy. Wszystkie niezwykłe wypadki zebrane są i opisane: jest ich 365. Tłumacz przysięgły przełożył je na język francuski; przeczytajcie i przekonacie się, ile tu jest głupstw i bredni. — Co komu się przyśni, zaraz pędzi do policji i opowiada. — Przychodzą pijacy i plotą trzy po trzy. Oszuści chcą wyłudzić nagrodę i zwyczajnie kłamią. — Jakiś warjat twierdzi uparcie, że jest czarodziejem, że on to wszystko zrobił. — Jeśli się dwie baby pokłócą, zaraz jedna opowiada, że tamta jest czarownicą i o północy na miotle wyfrunęła z komina. Każdy przysięga, że widział wszystko na własne żywe oczy. — Opędzić się od nich nie można. To bardzo utrudnia pracę.
— Znam to, — wtrącił historyk. — Tak zawsze bywało. Ludzie lubią kłamać.
— Znam to, — mówi prawnik. — Niestety lubią ludzie kłamać.
Astronom mówi dalej:
— Odrzuciłem plotki i zostawiłem to, co podobne do prawdy. Macie panowie zapisane te fakty na osobnym arkuszu. — Prócz tego w szafie zebrane są dowody rzeczowe.
Astronom wskazał na oszkloną szafę, gdzie w słojach i w pudełkach leżały ponumerowane różne zebrane przedmioty. — Były tam fotografje, kamienie, noże, zeskrobana z szyldów farba, afisz o odczycie, kreda, poszarpane psy i koty w spirytusie, muchy, powietrze w balonach i to,