Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/168

Ta strona została uwierzytelniona.

co narobił w Łazienkach jeden z przechodzących wtedy słoni.
— Ja zbadam te psy i koty, — mówi zoolog.
— I ja też, — mówi chemik: czy nie były zatrute.
— Ja obejrzę most, — mówi fizyk.
— I ja, — mówi geolog.
Astronom dalej objaśnia:
— Na tym arkuszu jest raport, który złożyła inspektorowi rada pedagogiczna szkoły. — Nauczyciele myślą, że ktoś zatruł powietrze w szkole. — Może jakiś gaz albo morfina. Dawniej dentyści dawali do wąchania taki gaz rozweselający: da powąchać, a potem rwie ząb; a tego wcale nie boli, tylko się śmieje i żartuje. — Właśnie dlatego wzięliśmy do balonów powietrze z restauracji, z Łazienek i z Placu Teatralnego. — Nasi chemicy badali, czy są w niem jakieś domieszki; ale nie znaleziono nic podejrzanego.
— Sprawdźmy jeszcze raz.
— Doskonale. — Oddajemy panom nasze pracownie w politechnice i instytucie higjeny. — Znajdziecie tam wszystko co potrzebne do badań.
Uczeni, zmęczeni podróżą, przerwali posiedzenie. Zabrali papiery, żeby dokładnie przeczytać. — Obejrzeli dowody rzeczowe.
— Co to za włosy?
— To są włosy kelnera, którego Nieznany przylepił do sufitu.
— A to?