Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/172

Ta strona została uwierzytelniona.

w pół godziny później przeniosły się na Nowy Świat, a w godzinę później do Łazienek. — Drugiego dnia zaczęły się przed hotelem, w pół godziny później — Plac Teatralny, a potem most. — Na to, by przesunąć zegary i zmienić afisze, musiałoby kilka tysięcy ludzi chodzić i robić to nawet w mieszkaniach. Niemożliwe, żeby tego nikt nie zauważył. Zrobione więc to było odrazu nieznanym nam sposobem.
Pytanie drugie: Czy Nieznany jest stary czy młody? — Odpowiadam: młody i niedoświadczony. Jego czyny — to żarty, to figle lekkomyślne. Kolega astronom był zanadto ostrożny, odrzucając niektóre czary (możemy to nazwać inaczej). Ja wierzę zeznaniom przekupki: wierzę, że Nieznany wysypał jej jabłka, a potem pomagał zbierać. (Numer wypadku sto czterdziesty).
Pytanie trzecie: czy Nieznanego należy się obawiać? — Odpowiadam: Nieznanego należy się obawiać. — On nie jest zły, ale łatwo unosi się gniewem. Gdy zrobi coś złego, żałuje, ale nie chce przyznać się do winy. Coraz chce czegoś innego, wszystko prędko go nudzi. — Wesoły, gdy na niego patrzą, a sam lubi się zastanawiać poważnie. Niecierpliwy, niekarny i psotnik — to jego wady. Dobre serce — to jego zaleta. — Czy ma silną wolę, nie wiem; bo nie posiłkuje się żadną maszyną ani żadnym znanym sposobem, gdzie potrzebna praca i wysiłek, pomysły swoje wciela w czyn zaklęciem. I to właśnie jest groźne.