zwie, mam myśl, która może wyjaśnić tajemnicę. — Ot, taka sobie fantazja.
— Prosimy.
— Czy nie zawitał na naszą ziemię mieszkaniec innej planety? — Bo jeżeli prawdą jest, że na Marsie mieszkają żywe istoty i więcej od nas umieją...
— Więc bajka o Gwiazdorach musiałaby okazać się prawdą?
— Cóż dziwnego? — Przecież tak mało wiemy. — Kiedy człowiek zaczynał się uczyć, taki czuł się mądry, — każdy sztubak myśli, że zjadł wszystkie rozumy. — Cóż dziwnego? — Mogą spadać na naszą ziemię kamienie - meteory, mógł spaść i Gwiazdor. — Pokręcił się, widzi, że niema nic ciekawego, i poszedł.
— Tylko trochę za głupi, jak na mieszkańca Marsa.
Roześmieli się wesoło.
I w tej właśnie chwili rozległ się dzwonek aparatu. Numer nie wyskoczył. Na szkle ukazało się coś niewyraźnego.
— Wygląda, jakby woda płynęła. Wygląda, jakby jakaś wyspa na wodzie.
Teraz drugi dzwonek: telefonu.
Stało się coś ważnego.
Bo zapowiedziane było surowo, żeby nikt nie przeszkadzał uczonym.
— Jestem przy telefonie.
Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/176
Ta strona została uwierzytelniona.